- Jesteś Andrina, tak? - Brunet powtórzył pytanie.
Jego twarz od razu wydała mi się znajoma, ale za Chiny
nie pamiętałam jego imienia.
- Bawiliśmy się razem w The Mighty? - Spytałam niepewnie.
Wydaje mi się, że to on był jednym z tych dwóch chłopaków. Nie wiem czy to z
nim się całowałam czy to był ten drugi...
- Tak, to ja. - Uśmiechnął się szeroko.
Miał ładny uśmiech, mimo tego, że nie był jakiś super
przystojny.
Miał coś w sobie, ale przy Justinie... Był niczym.
- Próbowałem ciebie w jakiś sposób znaleźć... Długo
miałem ciebie w głowie Andrina...
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nawet nie znałam jego
imienia, a on? Czy on wyznaje mi coś podobnego do wyznania miłości?
- Myślałeś o mnie od tej imprezy...?
Co do cholery?
Brunet lekko się uśmiechnął i kiwnął głową.
- Chciałem się z tobą umówić, ale wtedy ten chłopak...
Czy on jest twoim chłopakiem?
Pokręciłam przecząco głową.
Zauważyłam jak Jai podchodzi do nas i staje po mojej
lewej stronie.
Uh, to będzie niezręczne.
- Kto to? - Jai kiwnął głową na chłopaka i spojrzał się
na mnie pytającym wzrokiem.
- On jest twoim chłopakiem? - spytał. Był kilka
centymetrów wyższy od Jai'a.
- On jest moim przyjacielem, a to jest...
- Matt. Poznaliśmy się w klubie.
Jai parsknął śmiechem.
- W klubie? I teraz chcesz się z nią umówić, huh? -
Wyśmiał go.
- Co się dzieje? - Usłyszałam za sobą.
Uniosłam oczy ku niebu i ciężko westchnęłam.
Tak, tylko Justina tutaj brakowało. Znudziło mu się
podrywanie tamtej dziewczyny?
- To ty... - Justin uśmiechnął się do siebie. - Czy
ostatnim razem nie dałem ci do zrozumienia, że masz się do niej nie zbliżać? -
Warknął zbliżając się do bruneta.
- Podobno nie jesteście razem.
- Ale to nie zmienia faktu, że masz się do niej nie
zbliżać. Jeśli zobaczę jak się wokół niej kręcisz to tak ci skopie tyłek, że
nie będziesz go czuł przez miesiąc. Rozumiesz?
Później Justin się cofnął i złapał mnie za nadgarstek.
Ciągnął mnie za sobą, w drugiej ręce trzymając deskę, a Jai szedł za nami.
- Poradziłabym sobie sama. - Wyrwałam rękę z jego
uścisku. - Po co się wtrącaliście?!
- Żaden kutas nie będzie się do ciebie zbliżał. - Jai
powiedział mi to, patrząc się prosto w oczy.
- Bo co? Jai do cholery, nie uważasz, że obaj
przesadziliście? Dobrze wiecie, że bym sobie poradziła.
- Wiem Andrina, ale po prostu chciałem ci pomóc.
- Przestańcie cipki.
Najważniejsze, że już się do ciebie nie zbliży.
- A co jeśli rzeczywiście chciałam się z nim umówić?
Justin przybrał poważny wyraz twarzy i otworzył usta,
żeby coś powiedzieć.
- To masz problem, bo nie chcę ciebie widzieć z kimś
takim jak on.
[...]
Chciałam być w domu jak najszybciej. Oboje (Jai i Justin)
zdenerwowali mnie i nie miałam ochoty widzieć żadnego z nich.
Od zawsze nie lubiłam tego kiedy ktoś mnie traktował jak
sierotkę. Jestem samodzielna i umiem sobie radzić z ludźmi. Gdyby była taka
potrzeba to bym poprosiła ich o pomoc, ale jakim problemem byłoby odmówienie
Mattowi spotkania?
Jestem już dużą dziewczynką, w dodatku niezależną. Nie
lubię takich zagrań.
Ale z drugiej strony... Co to było?
Wyglądało jak przejaw zazdrości... Że strony obu
chłopców?
Czułam jak zaczyna boleć mnie głowa, mimo tego, że jutro
miała być szkoła, a teraz była godzina 20, to nie miałam ochoty zostawać w
domu. Mimo zaczynającego się bólu głowy wpadłam na pomysł spotkania z Ayeshą.
Od kiedy zaprzyjaźniłam się z Jai'em, zaniedbałam ją...
Dopiero co ją odzyskałam i znowu mogę stracić.
Leniwie wyciągnęłam rękę i podniosłam telefon. Wybrałam
numer do przyjaciółki i czekałam aż odbierze.
- Halo?
- Heej... - Odezwałam się. - Idziemy razem zapalić?
- Wow, więc w końcu chcesz się ze mną spotkać?
- Eh... - Westchnęłam. - Chciałabym.
- Nie mogę Andrina. Właśnie oglądam film z Liamem.
O Boże.
Oni się umawiają?
- Wow... No dobrze... To kiedy indziej?
- Tak, do jutra. - Rozłączyła się.
Westchnęłam i zamknęłam oczy.
Ja wcześniej nie miałam dla niej czasu, a teraz ona dla
mnie.
Strasznie chciałam pogadać z jakąś dziewczyną, z taką,
która by mnie zrozumiała. Ayesha by to zrobiła, również była niezależną kobietą
i umiała sobie sama radzić z irytującymi dupkami.
Justin był o mnie zazdrosny.
Był, jestem tego pewna.
[...]
Następnego dnia w szkole nic się nie działo. Angielski
był nudny jak zwykle, historia jeszcze bardziej (do tego irytujący Jai, z
którym siedzę na tej lekcji), a później fizyka.
Na fizyce nie usiadłam tak jak zwykle obok Jai'a, nie
chciało mi się słuchać jego przeprosin. Wystarczył mi cały angielski i jego
dźganie palcem w moje udo.
Jestem obrażona na niego jak i na Justina, różnica jest
tylko taka, że Jai stara się mnie przeprosić, a Justin ma mnie w dupie.
- Słyszeliście o naszej ostatniej wycieczce w liceum? -
Ryan spytał mając buzię pełną frytek.
- Jaka wycieczka? - Spytałam zaciekawiona i oparłam
łokcie o stolik.
- Foster wymyśliła biwak. – blondyn przewrócił oczami.
Nie ma chyba takiej osoby, która lubi panią Foster… ale wycieczki z nią są
całkiem fajne. Nie raz zdarzyło się nam bez problemu przemycić alkohol na
wycieczce.
- Biwak? Eww, nie będziemy mogli się myć? - Ayesha
skrzywiła się i oparła o swoje krzesełko.
- Będzie jezioro Ay. - Odpowiedział Ryan.
- Myć się w jeziorze? To obrzydliwe.
- Ale jest przy tym sporo zabawy. - Wzruszyłam ramionami.
- Myślisz, że sranie w lesie też byłoby zabawą? - Spytał
się mnie rozbawiony Ryan.
Przewróciłam na niego oczami.
- To może niekoniecznie. - Zaśmiałam się pod nosem.
Czułam na sobie czyjś wzrok, wiedziałam że to Jai.
Siedział tym razem obok mnie i wlepiał we mnie wzrok.
- Chodź że mną na dwór. - Usłyszałam ciche mruknięcie z
prawej strony.
- Daj spokój Jaidon. - zacisnęłam usta w cienką linię.
- Mówiłem ci już, że przepraszam i że nie będę się
wtrącał...
Westchnęłam.
- Nie będę rozmawiała z tobą o tym w szkole.
- Dlatego chciałbym z tobą wyjść na zewnątrz.
- Pierwsza kłótnia u zakochanych? - Usłyszałam jak Justin
się z nas naśmiewa. Nawet nie powiedział tego nam prosto w twarz tylko do
Ryana.
Idiota.
- Wydaje mi się, że rozmawialiśmy na ten temat Justin.
- Wiem. - Zaśmiał się. - Ale cały czas widzę co innego.
- Czemu cie to tak bardzo obchodzi? - Uniosłam brwi i
uśmiechnęłam się.
- Lubię to kiedy się złościsz. - Mrugnął do mnie i
uśmiechnął złośliwie.
Pomyśleć, że wciąż go kocham, lol.
Jest okropny.
Spuściłam głowę i zasłoniłam czerwone policzki. Nie wiem
czy jego podejrzenia, że ja coś z Jai'em kręcę czy jego złośliwość mnie
zawstydziła, ale czułam się na tą chwilę skrępowana. A gdyby moi znajomi
zobaczyli moje wypieki z policzkach...
Uh, nie.
- Będziecie chcieli jechać? Podobno to ja mam zrobić
listę chętnych. - Ryan przewrócił oczami.
- Ja bym pojechała. - Odezwałam się poprawiając włosy.
- Ja bym pojechał, bo przynajmniej nie będę miał
problemów z Jess.
Uniosłam głowę do góry i spojrzałam się na
czekoladowookiego zaskoczonym wzrokiem.
Ma dość Jessici? A jeszcze wczoraj się z nią pieprzył,
wow!
Powstrzymałam się przed skomentowaniem ich relacji.
Uh, pamiętam jaka Jessica była szczęśliwa z powodu
naszego zerwania.
Od razu mój wzrok przeniósł się do stolika przy, którym
siedziała czarnowłosa. Dziewczyna miała dosyć tępy i obojętny wyraz twarzy i
cóż, patrzyła się prosto na Justina.
Naprawdę dużo czasu minęło od tego, kiedy Justin siedział
z przyjaciółmi Jessici i z nią samą. Była ładną dziewczyną, ale dosyć głupią (według
mnie) i trochę sztuczną. Mając 17 lat zrobiła sobie usta… cholera, kto jej na
to pozwolił? Ma je teraz o wiele większe niż kiedyś, dodatkowo zawsze mocno je
maluje, przez co nauczyciele dosyć często ją krytykowali.
Ja raczej wolałam naturalny wygląd… bo co z tego jeśli
moje piersi nie były wielkości miseczki D, a tyłek nie był mocno odstający? Nie
będę z tego powodu brała pod uwagę żadnych operacji plastycznych czy medycyny
estetycznej i jej możliwości.
Jeszcze do niedawna miałam przy swoim boku osobę, dzięki
której moja samoocena podskoczyła kilkakrotnie. Justin codziennie chwalił mój
wygląd, zawsze mnie komplementował i to dzięki niemu czułam się piękna.
Teraz już nie wiem… nie wiem czy to co wtedy mówił było
prawdą. Jest takim kłamcą…
- Więc z naszego stolika jedziemy wszyscy, ta?
- A kiedy termin wyjazdu? – spytał Jai.
- Za dwa tygodnie.
- Cholera, ja nie mam namiotu. – mruknęłam wzdychając.
Już od dawna zbieram się z zakupem namiotu, bo było wiele
okazji przy których by mi się przydał. Ale to jednak jest dosyć spory wydatek,
a rodzice by mnie wyśmiali słysząc, że chciałabym w nim spać. Wiedzą, że jestem
dosyć wygodnicką osobą, ale chcę spróbować wszystkiego w swoim życiu.
To Justin Bieber pokazał mi, że warto korzystać z życia.
Gdyby nie on, wciąż siedziałabym w weekendy w swoim pokoju czytając jakąś książkę.
- Ja mam. – Melissa uśmiechnęła się do mnie lekko. – Jest
na cztery osoby, więc mogłybyśmy spać z
Ayeshą i kimś jeszcze.
- Mnie mogłabyś do siebie przyjąć Mel. – Justin mrugnął
okiem do blondynki, a ta cicho się zaśmiała.
Ugh, obrzydliwe.
Ja ich po prostu zignorowałam i kiwnęłam do siebie głową.
Kari-matę ma moja mama, a śpiwór ja sama.
- Już zaczynam być podekscytowana. – uśmiechnęłam się
lekko.
- Ja jadę tylko dlatego, bo to nasza ostatnia okazja na
spędzenie kilku dni razem. – Ayesha wzruszyła ramionami i spojrzała się na
mnie.
- Tak jakbyśmy nie spędzali pięciu dni w tygodniu tutaj w
szkole, ta? – Justin parsknął śmiechem.
Był taki piękny kiedy na jego twarzy widniał uśmiech.
Cholera, wciąż mam do niego ogromną słabość. Czy to
kiedyś minie?
- To nie to samo Bieber. – Ayesha zmierzyła szatynem
wzrokiem. – Po prostu teraz jest nasz ostatni rok razem… kilka miesięcy i każdy
pójdzie wyznaczoną przez siebie drogą. Zacznie się college, brak pieniędzy i
nowe miłości.
Westchnęłam pod nosem.
Stresowałam się przyszłością.
Kiedyś miałam wszystko poukładane w głowie.
Nawet tak odległe rzeczy jak ślub i dzieci.
Wydawało mi się, że dzięki miłości potrafię przenosić
góry, że wszystko jest dla mnie możliwe.
Miałam plan na ukończenie konkretnych studiów, w
konkretnym uniwersytecie (ponieważ Justin też chciał tam studiować), później
wzięcie dobrej pracy, zamieszkanie w między czasie z Justinem, pobranie się i
posiadanie dzieci…
Razem wymyśliliśmy całą naszą przyszłość.
Jako jeszcze dzieciaki…
I jak na zawołanie zauważyłam, że szatyn wpatruje się we
mnie z poważnym wyrazem twarzy.
A wyglądał tak, jakby dopiero co myślał o tym samym co
ja.
Blado uśmiechnął się w moją stronę i spuścił wzrok.
Znowu zrobiło mi się smutno. Znowu dałam się ponieść
wspomnieniom. I znowu pomyślałam o tym, że tak… wciąż kocham tego chłopaka.
- Wszystko w porządku? – poczułam dłoń na swoim udzie.
Szybko odwróciłam się, to była Melissa. Kiwnęłam lekko
głową i spojrzałam się w dół, na jej rękę. Dziewczyna chyba trochę się
speszyła, bo zabrała dłoń i lekko uśmiechnęła.
- Oh, w ogóle to… widzimy się dzisiaj, żeby dokończyć
nasz projekt?
I ja już wiem, że na biwaku może być dosyć ciekawie... o ile się w ogóle odbędzie ;)
PS: kocham was wszystkich i dziękuję za wszystko <3